czwartek, 18 września 2014

Rozdział 3

Lekcje ciągnęły się w nieskończoność , ale w końcu usłyszałam niebiańsko brzmiący w uszach dzwonek ogłaszający koniec lekcji. Spakowałam wszystkie książki do torby i przerzuciłam ją przez ramię. Chciałam jak najbardziej opóźnić powrót do domu , bo wiedziałam co mnie będzie czekało jak wrócę ; kartony , folie i mnóstwo kurzu innymi słowy dom przygotowany do przeprowadzki...Dlatego strasznie się ucieszyłam gdy pojawiła się przede mną Jo.
- Idziesz ze mną , Erickiem i Johnem do kina? - spytała wesolutka jak skowronek ( mogłam się założyć , że przed chwilą miała bliskie spotkanie z Erickiem ).
- Jasne. I tak nie mam nic do roboty - skłamałam. Jednak Jo pomimo tego, że była moją najlepszą przyjaciółką jeszcze nie została powiadomiona o tym , że się przeprowadzam.
- To super - powiedziała i zaczęła ciągnąć mnie za rękę w stronę wyjścia - Chłopcy powiedzieli , że będą na nas czekać w parku.
Cała nasza czwórka wspólnie uzgodniła , że najpierw pójdziemy do kina ,a potem do jakiegoś klubu.
Z tym wszystkim zeszło się nam jakieś 7 godzin (3 w kinie i 4 w klubie).
- Odprowadzić cię? - spytał mnie John , gdy staliśmy przed klubem.
- Po co? Mam do domu jakieś 500 metrów poradzę sobie sama-uśmiechnęłam się do niego , bo pomimo jego wielu wad czasem potrafił się o kogoś zatroszczyć.
- Jak chcesz nie nalegam - powiedział po czym nachylił się i cmoknął mnie w usta tak szybko , że nawet nie zdążyłam zareagować.
- Do jutra. - powiedział.
- Tak , to jutra - odpowiedziałam z potwornymi wyrzutami sumienia.
Minęłam szkołę i skręciłam w ciasną  uliczkę , która jak się okazało wyglądała troszeczkę strasznie po dziesiątej w nocy.Szłam pomimo wielu niepokojących dźwięków , które zapewne rodziły się w mojej głowie.Wyjęłam z kieszeni iphona i włożyłam słuchawki na głowę i puściłam sobie moją ulubioną playlistę.Dzięki temu na chwilę się uspokoiłam choć nie trwało to zbyt długo.
Poczułam coś.Nie wiedziałam co to , ale od razu wiadomo było , że to coś potężnego , a to z kolei oznaczało kłopoty. Nie myliłam się.Coś przywarło mnie do ściany z taką siłą , że słuchawki spadły mi z głowy  , a ja straciłam dech w płucach.Rozejrzałam się gorączkowo , ale nic nie zobaczyłam.Co zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej ponieważ wisiałam pół metra nad ziemią przywarta do ściany i nie mogłam ruszyć nawet ręką , a jakby tego było mało czułam przeszywający ból w lewej łopatce spróbowałam nią poruszyć ale ból spotęgował się dziesięciokrotnie i krzyknęłam.
W tej samej chwili przede mną zmaterializował się chłopak.Zamrugałam zdziwiona , bo przecież nie można od tak sobie pojawiać się przed kimś. To wręcz niewykonalne.Nie mogłam się dłużej zastanawiać , bo chłopak (miał około 20 lat i był olśniewająco przystojny) podszedł do mnie na odległość może 25 centymetrów (zdecydowanie zbyt blisko) ujął mój podbrudek palcem wskazującym i spojrzał mi w oczy.
- Tak myślałem  , że cię tu znajdę Luno - powiedział jakby prowadził zwyczajną rozmowę.
Postanowiłam grać wyluzowaną (coś to było trudne , bo trzeba przyznać  , że takie sytuacje nie zdarzają się na codzień ).
- Koleś ja cię nawet nie znam - powiedziałam tasując go spojrzeniem od stup do głowy i zdając się na najbardziej nonszalancki ton na jaki było mnie stać w tej chwili.
- Och wybacz-powiedział jakby w ogóle nie poruszony moim zachowaniem - Jestem Tristhan - odparł jak gdyby nigdy nic - Jeszcze jakieś pytania?
- Tak - odparłam uśmiechając się złośliwie - Czy mógłbyś mnie puścić i po co tu przyszedłeś?
- Pierwsza odpowiedź brzmi : nie , bo uciekniesz (tu akurat miał rację) , a druga : po ciebie złotko - uśmiechnął się.
Miałam dosyć mało opcji ucieczki , a tak jakby się dłużej zastanowić właściwie żadnej.Więc powiedziałam to czego się najmniej spodziewałam i czego na pewno nigdy bym nie zrobiła.Odpowiedziałam:
- Okey.Miejmy to już za sobą
Gdy to powiedziałam ta dziwna moc mnie puściła , a ja upadłam rozdzierając swoje spodnie i przy okazji kolana.Z tego wywnioskowałam  , że trochę go zdziwiła go ta odpowiedź , ale po chwili spojrzał na mnie i ta sama moc postawiła mnie na nogi.
-  Złap mnie za rękę - powiedział.
- Po co?-spytałam naprawdę nieco zdziwiona
- Chciałbym nas teleportować.
- Więc czemu ty nie złapiesz mnie za rękę? Wyjdzie na to samo - ciągnęłam dalej.
- Nie nie wyjdzie na to samo.Podając mi swoją rękę wyrażasz zgodę na teleportację ciebie bez tego nie teleportuję nas obojga tylko siebie-wytłumaczył , a potem dodał już nieco ostrzejszym tonem-Więc złap mnie za rękę , albo cię do tego zmuszę siłą.
Przeprowadziłam szybką analiz i uznałam , że jest on do tego zdolny więc szybko złapałam go za rękę. Usłyszałam tylko:
- Grzeczna dziewczynka.
A potem zapadła ciemność.

wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 1

- Nie -powiedziałam stanowczo - Nigdzie nie jadę.
-To już postanowione , jedziesz i już - odpowiedziała mi matka nieco ostrzejszym tonem - masz 16 lat nie będziesz decydować o sprawach dorosłych.
- Ale ja nie chcę się wyprowadzać... Mam tu przyjaciół i w ogóle...- zaczęłam zmieniając strategię. Teraz udawałam smutną i bezbronną. Zrobiłam maślane oczy.
- Nie udawaj , że masz tak źle. Za moich czasów było gorzej. - odpowiedziała matka.
       Tak. Zaraz może zacząć się długa i nudna gadka o tym jak to było za jej czasów... Najlepiej
przerwać tą rozmowę i wrócić do niej później.Poszłam na górę.Minęłam pusty już od roku pokój siostry i weszłam do swojego pokoju.Wzięłam szybki prysznic i umyłam zęby.Założyłam na siebie obcisły biały podkoszulek , a na to luźny czarny top z napisem Kiss me.Na nogi wciągnęłam obcisłe , czarne rurki. Pofarbowane henną na czerwono włosy związałam wysoko w niechlujny kok.Zeszłam na dół do przedpokoju i nałożyłam na nogi moje ukochane czarne kozaki.
                             *           *            *
Wyszłam do szkoły. nie jeździłam autobusem , bo miałam naprawdę blisko szczególnie , gdy znało się pewien skrót.Wystarczyło skręcić w mało znaną uliczkę. W sumie to nigdy nie widziałam tam nikogo poza mną. Moim oczom ukazała się szkoła. Nie zachwycała mnie ona , chociaż chyba nikogo nie zachwyca szkoła do . której chodzi...
      Pierwszą miałam historię. Usiadłam w ostatniej ławce pomiędzy Johnem , a Jo (moją najlepszą przyjaciółką).Eric siedział obok niej. To była cała nasza paczka ; ja , Jo , Eric i John.
-Ale ta baba przynudza - powiedział w końcu John.
-Powtarzasz się- powiedziałam szkicując coś w notatniku.
-Ale tak w sumie ma rację - odpowiedziała mi Jo -Kogo obchodzi jakaś wojna , która działa się 250 lat temu.
-150-odpowiedziałam.
-Co?
-Wojna secesyjna -powiedziałam krótko działa się 150 lat temu. Nie 250.
-Wow! Od kiedy jesteś taka mądra? - odpowiedziała uśmiechając się do mnie.
-Tak w sumie - zaczęłam-to zawsze byłam mądrzejsza od ciebie-zrobiłam krótką pauzę- no wiesz nie chciałam cie urazić-dokończyłam odwzajemniając uśmiech.
-Tak.tak wmawiaj to sobie dalej-odpowiedziała.
Już miałam jej coś odpowiedzieć , ale ktoś zabrał mój notatnik.Nie musiałam patrzeć , żeby wiedzieć kto to jest.
-John!-krzyknęłam ,ale niezbyt głośno-Oddaj notatnik.
-Coś za coś-odpowiedział z figlarnym uśmieszkiem na twarzy.